Nigdy nie uciekałem. Ani wtedy, kiedy mnie napadali, ani podczas zatrzymania. Ale w głosie Hamida było coś… A może to było w mojej głowie. Zerwałem się i wybiegłem z mieszkania. Zbiegłem po schodach nie czekając na windę i pobiegłem prosto na dworzec. Pomyślałem o Huculszczyźnie. Może dlatego, że wydawała mi się krainą położoną najbliżej nas a jednocześnie najdalej od cywilizacji. A może dlatego, że czułem jakiś sentyment do C.K. Dezerterów i tamtego Pseudohucuła. Ale zdałem sobie sprawę z tego, że tam będzie mi trudno się dostać. Zresztą skoro Hamid znał moje myśli, może wie o tej Huculszczyźnie.
Następnego ranka stanąłem na granicy ze Słowacją i ruszyłem pieszo w góry. Szedłem przed siebie aż dotarłem do jakiejś zagubionej wioski, złożonej z dziesięciu takich samych domów. Przywitał mnie uzbrojony wartownik. Obejrzał mnie dokładnie, ale wpuścił bez pytania wskazując najdalej ode mnie położony budynek. Tam – cały czas bez słowa – dostałem broń. Dopiero, kiedy ją trzymałem, odezwał się do mnie człowiek pełniący funkcję magazyniera.
– Drugi dom z lewej. Bądź gotowy.
Nie miałem pojęcia o co chodzi, ale z bronią czułem się bezpieczniej. Wiedziałem, jak z niej korzystać i wiedziałem, że mogę zabić. Bez trudu trafiłem do wskazanego budynku. Kiedy do niego wszedłem, zdziwiłem się jeszcze bardziej niż dotychczas. Przy stole siedziała półnaga czarnoskóra kobieta. Nigdy nie rozumiałem fascynacji moich kolegów. Sam dostrzegałem coś tak nieczystego w ich sromach, że chyba nawet rozumiałem ideę obrzezywania kobiet. Ale ta miała w sobie coś tak pociągającego, że bez pytania rozebrałem się i rzuciłem się na nią. Nie powiedziała nic ani nie jęknęła. Gdyby nie to, byłoby w tym coś zwierzęcego. Odezwała się dopiero, kiedy skończyłem.