Ale w końcu nadszedł dzień ślubu i Lorelei musiała wyjechać do swojego męża. Bertram został sam. Waldetruda chciała go odczarować ale okazało się, że łzy Lorelei wdarły się tak głęboko, że pasterz pozostał słupem soli mimo wysiłków wiedźmy. I tak mijały długie lata. Bertram utracił nadzieję i przestał zamieniać się w mysz, stał tak, trochę rozpuszczony przez wiosenne deszcze. A Lorelei, której serce pękło na 3 części, stała się złą królową. Tron zajęła, kiedy zmarł jej teść. Stało się to wśród szeptów, że został otruty przez synową. Szepty nie były zresztą bezpodstawne. Po kilku latach w niewyjaśnionych okolicznościach zmarł Gebhard a Lorelei, wykorzystując słabość swojego ojca, przejęła również jego królestwo. Poddani nie dostrzegali już teraz jej urody, bo ze strachu wbijali wzrok w ziemię. Tylko ptaki milkły jak kiedyś. Ale one też robiły to ze strachu. Z tego powodu Lorelei myślała, że się zestarzała i jest brzydka. Dlatego nigdy już nie wybrała się do Bertrama. I tak minęło 70 lat jej rządów.
A kiedy poczuła, że niedługo umrze, wybrała się w podróż sentymentalną. I jak to bywa wtedy, kiedy nie myślimy o tym, dokąd idziemy, znalazła się w miejscu, w którym nie chciała znaleźć. Było to oczywiście w pobliżu nieforemnej, kamiennej, porosłem mchem bryły. I kiedy tam się zjawiła, mech zafalował a bryła się poruszyła. Lorelei ze zdumieniem dostrzegła w niej rysy zapomnianego pasterza, który teraz stał przed nią nagi. Sól bowiem nie zeżarła serca ale zupełnie zniszczyła ubranie. Dzięki nagości Lorelei mogła od razu dostrzec, że już nie podnieca pasterza. O ile bowiem on ciągle był młodym, przystojnym pasterzem, ona była starą pomarszczoną kobietą. Ale magia która ciągle pomiędzy nimi żyła potrafiła zapanować nad czasem jak nietschański ubermensch. Dlatego po chwili Lorelei znów była młoda, piękna i jak Bertram naga.